piątek, 30 grudnia 2016

"Nie ma końca. Nie ma początku. Jest tylko niezaspokojona pasja życia."

-Federico Fellini 


Zbliża się koniec roku, tradycyjny czas podsumowań. Mimo tego, że dzielimy nasze życie na odcinki lat, to jednak nasza egzystencja jest ciągła. Nie ma w niej przerw, nie ma w niej okresów gdy jesteśmy kimś innym. Niezwykle rzadko zdarza nam się coś, co rzeczywiście nas zmienia, choć nawet wtedy śmiem twierdzić, że jest to jedynie swego rodzaju objawienie innej części naszego charakteru. Części która już tam była od samego początku, tylko że niewidoczna.

Ludzie mają tendencję do zamykania tego co było w starym roku za żelaznymi drzwiami, często dodatkowo wyrzucając klucz. "Nowy rok, nowy ja, wszystko zacznę od początku" - typowy błąd, który w rzeczywistości nie pozwala się rozwinąć. Nie można bowiem odrzucić tego co się robiło wcześniej i liczyć na to, że tym razem będzie inaczej, lepiej. To trzeba ZROZUMIEĆ i wyciągnąć wnioski. A nie da się tego zrobić, jeśli nieustannie szatkuje się swoje życie na małe kawałeczki, które szybko się wyrzuca niczym śmieci.

Nasze życie to ciągłość. Jesteśmy sobą od czasów narodzin, aż do śmierci, a być może i wcześniej oraz później... 

Warto jednak robić takie podsumowania, by wiedzieć w jakim miejscu drogi aktualnie się znajdujemy. Ale nie odrzucać tego co było! Jesteś niezadowolony ze swoich efektów w 2016 roku? Widzisz jak na dłoni, że mogłeś zrobić więcej, lepiej, zmarnować mniej czasu? Przyjmij to na klatę! Nie odrzucaj tego tylko dlatego, że czujesz się z tym niewygodnie. Nie odrzucaj dlatego, że ego się buntuje. Przyjmij to, zaakceptuj. 

A następnie zrozum i zmień. A efekty przemyśleń zastosuj w roku 2017...

Moje podsumowanie będzie krótkie. Ten rok był dla mnie przełomowy, ale widzę to dopiero z perspektywy czasu. Dość ciężki, ale niezwykle wartościowy. Zdecydowałem się zrobić kilka trudnych dla mnie rzeczy i wiele się o sobie dowiedziałem. Nadal się dowiaduję. Kolejny rok, to kolejne wyzwania, nowe rzeczy do zrobienia, nowe doświadczenie do zdobycia. Będzie się działo...

Na sam koniec wspomnę tylko jeszcze, że przygotowuję krótki filmik, będziecie więc mogli mnie nie tylko przeczytać, ale i również posłuchać. Stąd między innymi opóźnienie w publikacji notek. Film powinien pojawić się jakoś na początku roku. 

Pozdrawiam Was wszystkich jeszcze w tym starym roku. Zróbcie szczere podsumowanie i przyjmijcie je. Przyjmijcie i zaakceptujcie, a następnie wyciągnijcie wnioski. Życzę wszystkim by rok 2017 był pełen rozwoju i odkrywania samego siebie.

Stary Wędrowiec

piątek, 16 grudnia 2016

Źle rozumiana wytrwałość

"Choć droga niedaleka, nie dojdziesz, jeśli do celu nie zmierzasz"

-przysłowie chińskie

 

 Nie od dziś wiadomo, że doktryny magiczne i programy motywacyjne mają ze sobą wiele wspólnego. Chociażby wizualizacje, ładowanie obrazów emocjami etc. Dlatego też dzisiaj chciałbym napisać coś z pogranicza obu tych dziedzin. Coś co można zastosować praktycznie w każdym aspekcie życia.

Chodzi o wytrwałość, a raczej o jej złe pojmowanie. Bo jest bardzo cienka granica pomiędzy prawdziwą wytrwałością, a zwykłym uporem, który może do niczego nie doprowadzić. I tak jak uważam że upór w pewnych okolicznościach daje dobre, oczekiwane rezultaty, tak w większej części przypadków jest on dla mnie czymś negatywnym.

Upór przydaje się, kiedy zwyczajnie trzeba przetrwać. I owszem, bardzo mi pomógł w trudniejszym okresie mojego życia. Kiedy po prostu MUSIAŁEM wytrzymać, bo alternatywa była... Cóż, dość powiedzieć, że mało atrakcyjna. Czy to była wytrwałość? Moim zdaniem nie.

Wytrwałość pojawia się wtedy, kiedy CHCĘ coś osiągnąć. I jest to pozytywne nastawienie, zupełnie inaczej odczuwalne niż upór. CHCĘ więc szukam możliwości, okazji, metod, drogi do upragnionego celu.

MUSZĘ to zamknięcie się na świat zewnętrzny, opancerzenie się i parcie do przodu. Bo po prostu nie ma innego wyjścia. CHCĘ to podejście bardziej kreatywne, swobodne, pozwalające na skorzystanie z pełnego potencjału danego człowieka.

Ale okazuje się, że i w przypadku wytrwałości można wpaść w pułapkę. I mogę to powiedzieć z własnego doświadczenia. Wydawało mi się, że jestem wytrwały, a tak naprawdę byłem jedynie uparty. Jak to się stało?..

Otóż mechanizm jest bardzo prosty. Na samym początku pojawia się CHCĘ, więc ma się wrażenie, że mamy do czynienia z wytrwałością, czymś pozytywnym. Jednakże zaraz pod tym pojawia się MUSZĘ i to CHCĘ z samego początku nie ma już żadnego znaczenia.

Przykładowo CHCĘ wybudować dom, co oznacza że MUSZĘ mieć kawałek ziemi, MUSZĘ mieć odpowiednią ilość pieniędzy na materiały budowlane, być może wynajęcie firmy która mi to zrobi, MUSZĘ zorientować się w tematach prawnych, MUSZĘ wiedzieć jak w ogóle się do tego zabrać... No bo logiczne, prawda? Skoro CHCĘ A, to wcześniej MUSZĘ zrobić B, C oraz D...

Początkowa chęć, jak najbardziej pozytywna, jest tylko zasłonką dla nadal tkwiącego gdzieś w środku uporu. Tak naprawdę jest to droga donikąd. Jest to też schemat, który dla mnie osobiście jest ciężki do zmiany, ale pracuję nad tym.

Tak naprawdę powinno być tak... Skoro CHCĘ wybudować dom, to CHCĘ też mieć odpowiedni kawałek ziemi i CHCĘ mieć na to wszystko pieniądze i CHCĘ też dobrze zorientować się w temacie, ponieważ jest to naturalna kolej rzeczy. Jeśli CHCĘ A, to CHCĘ również B, C oraz D, które od tego A są zależne.

Proste, a jednak tak trudne...

czwartek, 8 grudnia 2016

Kop w cztery litery

'Trzeba mieć wytrwałość i wiarę w siebie. Trzeba wierzyć, że człowiek jest do czegoś zdolny i osiągnąć to za wszelką cenę.'

-Maria Skłodowska-Curie

 

Nieustanna praca, systematyczność, wytrwałość... Nie ma chyba innej drogi do efektów.

Mówi się, że najtrudniejsza walka, to walka z samym sobą i jest w tym wielka życiowa mądrość. Każdy z nas podejmuje decyzje, akceptuje pewne stany rzeczy, więc niejako sami sprawiamy że coś jest takie, jakim jest. Przez zaniechanie zmian, poprzez rezygnację i apatię...

A im dłużej dany stan się utrzymuje, tym trudniej jest potem to zmienić, trudniej jest dany temat ruszyć, trudniej się zmobilizować do działania. Zastanawialiście się dlaczego tak trudno czasami coś robić?

Znasz to? Zaczynasz coś, jesteś aktywny pierwsze dwa, trzy tygodnie, może dwa miesiące jak jest naprawdę dobrze, a potem co? Zaczynają się wyjątki... Jutro to zrobię, jak będę miał krótką przerwę to nic się nie stanie, później nadrobię, teraz się źle czuję, teraz nie mam nastroju... I w krótkim czasie, realizowany wcześniej plan, lega w gruzach, a my nawet nie wiemy właściwie kiedy i jak do tego doszło.

Czasami wygląda to tak, jakby mieszkał w nas ktoś inny. My mamy swoje dalekosiężne plany, wspaniałe, ambitne cele, nawet i predyspozycje w danym kierunku, a on mówi 'Halt!'. No po co ci to, przecież lepiej strzelić jedno, dwa piwka, posiedzieć na kanapie i pośmiać się z głupiego programu, powpatrywać się kilka godzin w szklany ekran i żyć złudzeniami że wszystko jest w porządku...

Najlepsze jest to, że rozumiemy całą sytuację. Wiemy doskonale, że bez działań nie będzie przecież efektów. A jednak hamulcowy ma większą siłę i ciągnie nas w dół, ku przeciętności.

Jedyna na to rada, to zastosowanie pewnego starożytnego rytuału. Kiedy czujesz, że nie możesz znaleźć motywacji do działania, kiedy wiesz że mógłbyś, ale nie działasz, wystarczy zastosować to co opiszę poniżej. Rytuał dobrze się też sprawdza w przypadku przeprowadzania go w parach.

Stań wyprostowany i weź kilka głębokich oddechów. Wyobraź sobie swoje cele, miejsca w których chciałbyś się znaleźć i porównaj to do swojej obecnej sytuacji. Teraz przyjmij do wiadomości, że to Ty jesteś za wszystko odpowiedzialny i że MUSISZ zacząć działać. I teraz najważniejsze! Czując te emocje, włóż całą energię w mięśnie nóg i z całej siły kopnij się w tyłek!*

*w przypadku wykonywania rytuału w parach, potrzebna jest nieco mniejsza energia, więc nie kop partnera z całej siły

czwartek, 1 grudnia 2016

Binauralne bity i ich źródło

'Wszystko trzeba robić tak prosto, jak to tylko jest możliwe, ale nie prościej.'

-Albert Einstein


To miał być prosty wpis, z gatunku tych informujących o tym co robię i jakie to ma efekty. Ale nie, temat okazał się być bardziej skomplikowany.

I zdecydowanie bardziej mroczny...

Nagrywanie metodą binauralną powoduje, że odbiorca przede wszystkim jest w stanie precyzyjnie zlokalizować źródło danego dźwięku, ma wrażenie jakby był w innym miejscu. Wystarczy znaleźć znane nagranie z salonu fryzjerskiego, by poczuć na własnej skórze o czym piszę. Ale nagrywanie binauralne jest również wykorzystywane w tworzeniu dźwięków, które mają wpływać na nasze mózgi i powodować określone reakcje, takie jak wyciszenie, relaks, ale też zmniejszenie bólu, wywołanie inspiracji czy też... otwarcie trzeciego oka. 

Od pewnego czasu regularnie słucham bitów, które mają spowodować ten ostatni efekt, ale jak do tej pory nie zanotowałem żadnych zmian. I w zasadzie na tym ta notka powinna się skończyć, ale okazuje się że temat jest zdecydowanie głębszy.

Kojarzycie program MK-Ultra? 

Nie będę się tutaj rozpisywał na ten temat, w internecie można znaleźć wiele informacji o tym projekcie. Informacji, które powodują że czasami człowieka przechodzą dreszcze... Dość powiedzieć, że były to często brutalne, chore eksperymenty na ludziach, podczas których badało się wpływ różnych środków na zachowanie ludzkie. Oczywiście w celu wywoływania odpowiednich reakcji na życzenie.

Między innymi było to osiągane również dzięki atakowaniu uszu ofiar badań odpowiednimi, powtarzającymi się dźwiękami o konkretnych częstotliwościach. Dlatego też śmiem twierdzić, że wszystkie bity binauralne, tony izochroniczne czy inne częstotliwości które mają na nas wpływać (a które spokojnie można znaleźć na youtubie) wywodzą się bezpośrednio z tych często przerażających eksperymentów.

To oczywiście nie pierwszy raz, kiedy informacje przydatne z naukowego punktu widzenia są brane z eksperymentów na ludziach. Właśnie takie źródła ma wiedza na temat zachowania się ciała ludzkiego w ekstremalnych temperaturach, po odcięciu kończyn i tak dalej. 

Czasu nie cofniemy, ale wiedzę już raz zdobytą możemy dobrze spożytkować.